W pewnym małym miasteczku o nazwie Oponków, gdzie asfalt świecił się jak lustro, żyły sobie samochody. Były tam szybkie wyścigówki i dostojne klasyki, które codziennie przemykały ulicami, dbając o swoje silniki i lakier.
Pewnego słonecznego poranka, mała, niebieska wyścigówka o imieniu BZ-ik postanowiła, że chce wziąć udział w wielkim wyścigu, który co roku odbywał się na wzgórzach Oponkowa. Problem polegał na tym, że BZ-ik był nowy w miasteczku i nie znał dobrze trasy. Podjechał więc do starego, mądrze wyglądającego samochodu typu sedan, który siedział na poboczu przy stacji benzynowej.
– Cześć! Czy możesz mi pomóc? Chciałbym wystartować w wyścigu, ale nie znam dobrze trasy – zagaił BZ-ik.
Sedan, który zwał się Wiktorem, uśmiechnął się z wyrozumiałością. – Oczywiście, mały przyjacielu! Mogę ci pomóc. Znam te wzgórza jak własny bagażnik – odparł z ciepłem.
BZ-ik był zachwycony, że znalazł kogoś tak pomocnego. Razem wyruszyli na rekonesans trasy. Wiktor opowiadał BZ-ikowi o trudnych zakrętach i tajemniczych prostych, a także o tym, jak nie przewrócić się na ostrych zakrętach. To była wspaniała okazja do nauki.
Podczas ich podróży, natknęli się na żółtego samochodzika terenowego o imieniu Turbo. Turbo był nieco zadziorny, ale bardzo towarzyski. Zatrzymał się, widząc zupełnie nowych towarzyszy na trasie.
– Hej, co tu robicie? – zapytał, potrząsając swoimi solidnymi oponami.
– Przygotowujemy się na wyścig. Wiktor mi pomaga – odpowiedział BZ-ik, przekręcając lusterkami z podziwem dla nowych znajomych.
– Super! Mogę też dołączyć? Dobrze znam błotniste skróty i nie boję się niestabilnego gruntu – mrugnął Turbo.
W ten sposób trójka samochodów stała się nierozłączną ekipą. Wspólnie trenowali, bacznie obserwując trasę i wymieniając się wskazówkami. Turbo pokazywał, jak przejechać przez nierówny teren, Wiktor doradzał w ustawieniach bocznych, a BZ-ik uczył ich, jak poczuć wiatr we włosach na szybkich odcinkach.
Nadszedł dzień wielkiego wyścigu. Słońce błyszczało, tłumy wiwatowały, a nasze trzy samochody stanęły na linii startu, pełne radości i ekscytacji.
– Gotowi? – zapytał Wiktor, spoglądając na swoich przyjaciół.
– Gotowi! – odpowiedzieli zgodnie BZ-ik i Turbo, z silnikami gotowymi do działania.
Wyścig rozpoczął się z hukiem. Zawodnicy jechali, dając z siebie wszystko, lecz niekwestionowanym hitem zawodów był widok, jak BZ-ik, Turbo i Wiktor pomagają sobie nawzajem. Kiedy jeden z nich miał problemy, reszta przychodziła z pomocą, tworząc niespotykaną drużynową atmosferę.
Na mecie nie liczyło się już, kto był pierwszy, a kto ostatni. BZ-ik, Turbo i Wiktor zdobyli coś znacznie cenniejszego – prawdziwą przyjaźń, która nie zgasła nawet po wyjeździe słońca zza horyzontu.
I tak w Oponkowie zawsze pamiętano o tej wielkiej przygodzie z rocznego wyścigu, kiedy to wyścig nie tylko stał się okazją do rywalizacji, ale i do zawiązania prawdziwych więzi.